Legenda Kaspara Hausera
Do obejrzenia tego filmu przymierzałam się od dobrych kilku tygodni. Uwielbiam kino nietypowe, więc pewnego wieczoru zebrałam się w sobie i powiedziałam - DZISIAJ POZNAM KASPARA HAUSERA!
Wieczór nie był to zbyt urokliwy, choć spędzony samotnie nad kawą z widokiem na łysą tęczę na Placu Zbawiciela.
Urok jego gdzieś się zapodział w momencie, gdy w niezrozumiały dla siebie sposób wrzuciłam swoją komórkę wprost do kubka z latte. Pomimo szybkiego połowu i jeszcze szybszego osuszania, mój wysłużony Samsung Corby przestał dawać oznaki życia.
Godzina seansu zbliżała się nieubłaganie, a mi odechciało się już wszystkiego. 10 min do seansu - siedzę. 7 min do seansu - nadal siedzę. 5 min do seansu - a właśnie, że pójdę, bo potem będę żałowała, że tego nie zrobiłam! No i poleciałam ;) Z Galerii Funky miałam blisko do Luny, więc bez problemu zdążyłam. A potem...
Reklamy - przemilczę. (powinni wprowadzić droższe bilety dla tych, którzy ich nie chcą - kupowałabym ;)
Film - nie będę opowiadała tego, o czym on jest - od tego macie chociażby Filmweb. Opiszę mniej więcej moje odczucia, choć jest to bardzo trudne, bo jak nazwać trudnonazywalne? Trzeba to poczuć i albo się to czuje, albo nie... Po prostu siedziałam z otwartą paszczęką i się gapiłam, chłonęłam. Raz z większą, raz z mniejszą przyjemnością. Chwilami podobało mi się mniej, chwilami bardziej. Zdarzało mi się czasem nawet troszkę znudzić (to moja stała przypadłość ;) Jednego jednak jestem pewna - film ten ma w sobie jakiś trudny do uchwycenia zmysłami magnetyzm, który jeśli się poczuje (bo na pewno nie każdemu będzie to dane) sprawi, że będzie chciało się wrócić do kina i jeszcze raz to poczuć...
Czuję to i chcę wrócić... Powiem więcej - wrócę!
A komórka dnia drugiego zmartwychwstała!
Przypadek? Nie sądzę.
Legenda Kaspara Hausera
Reviewed by Dudzinka
on
04:05
Rating:
Brak komentarzy: