Urlop 2011 , cz. 3 Kappl/Silvretta
Dzisiaj opiszę trzeci dzień naszego urlopu, który okazał się ostatnim dniem beztroski...
Z samego rana pojechaliśmy delektować się urokami masywu Silvretta w tym sztucznego jeziora Silvretta-Staussee. Wjazd na tereny Silvretty jest płatny, ale warto było wysupłać te 10 Euro. Sam dojazd do jeziora był cudny, ale jezioro z 6-kilometrową trasą dookoła niego przeszły nasze najśmielsze oczekiwania. Woda w jeziorze miała kolor turkusowego mleka. Co kilka metrów dosłownie pod stopami spływały do niego małe i duże strumyczki, a co jakiś czas pojawiały się także większe wodospady. Po trzech kilometrach wzdłuż Silvretty-Staussee pojawiła się droga dalej, którą podążało niewiele osób. Szybka zapadła decyzja - idziemy dalej :)
Upał był nieznośny, a dookoła nie było ani jednego drzewa, ani nic, co mogłoby nas ochronić przed palącym słońcem... Pojawiły się także przyjaźnie nastawione krowy. (z początku się ich bałam, bo nasze polskie potrafią być wredne, ale okazały się bardzo sympatycznymi zwierzakami). Po bardzo wyczerpującej trasie doszliśmy do schroniska, które niestety było zamknięte i właściwie nie jestem pewna tego czy w ogóle było to schronisko. Dalsza droga prawdopodobnie była zbyt trudna dla nas, więc po prostu zawróciliśmy. Gdy dotarliśmy znowu do jeziora i ruszyliśmy jego drugim brzegiem okazało się, że znacznie różni się on od tego z drugiej strony, więc ta trasa również sprawiła nam wielką przyjemność.
Po dotarciu do punktu startowego pozwoliliśmy sobie na pyszną kawę i desery w kafejce z widokiem na jezioro :)
Potem udaliśmy się na słynną serpentynę Silvretta-Hochalpenstrasse, która swoją długością, poziomem trudności przebiła chyba wszystkie możliwe trasy. Jazda dostarczyła nam OGROMNYCH emocji :) Polecam z całego serca, ale tylko dobrym kierowcom, bo słaby zejdzie tam na zawał serca nie mówiąc już o biednych pasażerach ;)
W drodze powrotnej czekała na nas jeszcze jedna, nieoczekiwana atrakcja - 14-kilometrowy tunel! Był płatny, ale warto było się nim przejechać. Przejażdżka nim trwała kilkanaście minut. Nie polecam osobom cierpiącym na klaustrofobię - reszcie powinno się podobać. Jako dziecko uwielbiałam tunele i chyba coś mi z tej fascynacji nimi pozostało :)
Nasza wyprawa trwała cały dzień, a ja w tym czasie nie zabezpieczyłam się żadnym kremem z filtrem... Nawet takiego kremu nie posiadałam, bo... jakoś nie pomyślałam... ale o tym w następnej notce. Notce, którą napiszę ku przestrodze takim bezmyślniakom jak ja ;)
Z samego rana pojechaliśmy delektować się urokami masywu Silvretta w tym sztucznego jeziora Silvretta-Staussee. Wjazd na tereny Silvretty jest płatny, ale warto było wysupłać te 10 Euro. Sam dojazd do jeziora był cudny, ale jezioro z 6-kilometrową trasą dookoła niego przeszły nasze najśmielsze oczekiwania. Woda w jeziorze miała kolor turkusowego mleka. Co kilka metrów dosłownie pod stopami spływały do niego małe i duże strumyczki, a co jakiś czas pojawiały się także większe wodospady. Po trzech kilometrach wzdłuż Silvretty-Staussee pojawiła się droga dalej, którą podążało niewiele osób. Szybka zapadła decyzja - idziemy dalej :)
Upał był nieznośny, a dookoła nie było ani jednego drzewa, ani nic, co mogłoby nas ochronić przed palącym słońcem... Pojawiły się także przyjaźnie nastawione krowy. (z początku się ich bałam, bo nasze polskie potrafią być wredne, ale okazały się bardzo sympatycznymi zwierzakami). Po bardzo wyczerpującej trasie doszliśmy do schroniska, które niestety było zamknięte i właściwie nie jestem pewna tego czy w ogóle było to schronisko. Dalsza droga prawdopodobnie była zbyt trudna dla nas, więc po prostu zawróciliśmy. Gdy dotarliśmy znowu do jeziora i ruszyliśmy jego drugim brzegiem okazało się, że znacznie różni się on od tego z drugiej strony, więc ta trasa również sprawiła nam wielką przyjemność.
Po dotarciu do punktu startowego pozwoliliśmy sobie na pyszną kawę i desery w kafejce z widokiem na jezioro :)
Potem udaliśmy się na słynną serpentynę Silvretta-Hochalpenstrasse, która swoją długością, poziomem trudności przebiła chyba wszystkie możliwe trasy. Jazda dostarczyła nam OGROMNYCH emocji :) Polecam z całego serca, ale tylko dobrym kierowcom, bo słaby zejdzie tam na zawał serca nie mówiąc już o biednych pasażerach ;)
W drodze powrotnej czekała na nas jeszcze jedna, nieoczekiwana atrakcja - 14-kilometrowy tunel! Był płatny, ale warto było się nim przejechać. Przejażdżka nim trwała kilkanaście minut. Nie polecam osobom cierpiącym na klaustrofobię - reszcie powinno się podobać. Jako dziecko uwielbiałam tunele i chyba coś mi z tej fascynacji nimi pozostało :)
Nasza wyprawa trwała cały dzień, a ja w tym czasie nie zabezpieczyłam się żadnym kremem z filtrem... Nawet takiego kremu nie posiadałam, bo... jakoś nie pomyślałam... ale o tym w następnej notce. Notce, którą napiszę ku przestrodze takim bezmyślniakom jak ja ;)
Urlop 2011 , cz. 3 Kappl/Silvretta
Reviewed by Dudzinka
on
12:22
Rating:
Pięęęęęknie!!!! :)
OdpowiedzUsuńJeżeli zachwyciły was takie krajobrazy, to koniecznie musicie zobaczyć Norwegię :) Tylko tam zamiast krów, wszechobecne renifiory.
OdpowiedzUsuńCudowności. Juz tęsknie za górami, a muszę czekać kolejny rok aby je zobaczyć na żywo.
OdpowiedzUsuń