Urlop 2011 , cz. 5 Hallstatt
No cóż... nasza wyprawa wydarzyła się już jakiś czas temu, pewne fakty zaczynają zacierać się w pamięci, więc ponownie posłużę się mailem, jaki wysłałam do Rodziny, bo on najlepiej przedstawia to, co nas spotkało i emocje temu towarzyszące.
------
------
Witajcie,
Wczorajszy dzień był bardzo bogaty we wrażenia, choć pogoda była bardzo kiepska.
Najpierw pojechaliśmy zobaczyć skocznię, na której Adam Małysz zwykł kiedyś trenować - w Ramsau. Skocznia była mniej ładna niż te nasze w Wiśle i Szczyrku. Pomimo dużego deszczu kilku skoczków oddało tam treningowe skoki.
Później pojechaliśmy na górę Stroderzinker, na którą kilkukilometrowy wjazd serpentyną nad niezabezpieczonymi często przepaściami wąziutką drogą przyprawiał mnie o palpitacje serca. Obecność mlecznej mgły dodatkowo budziła emocje.
W końcu dotarliśmy na szczyt, gdzie oprócz kilku domków (jestem pełna podziwu dla ich budowniczych...) czekała na nas urokliwa gospoda ze starutką kelnerką :)
Zamówiliśmy sobie po kawie z ciastkiem (pycha !) i ruszyliśmy w drogę powrotną.
Kolejnym punktem programu było jezioro - nie pamiętam nazwy. Było także bardzo urokliwe.
Zahaczyliśmy także o kolejkę górską, przy której okazało się, że jest jeszcze mnóstwo innych, dodatkowych atrakcji takich jak jaskinie solne, lodowe itp. ale pogoda była tak paskudna, że obeszliśmy się smakiem. Nie warto było wydawać 100 zł/os , żeby oglądać mgłę.
Gwoździem programu było miasteczko Hallstatt, którego uroku się spodziewaliśmy znając zdjęcia z internetu, ale ostateczny widok, pomimo psiej pogody dosłownie POWALIŁ NAS NA KOLANA ! To najpiękniejsze miasto jakie można sobie wyobrazić ! Jak z bajki !
Jezioro jest bardzo duże i zanim trafiliśmy do miasteczka Hallstatt Misio wpadł na pomysł, żeby przejechać się wzdłuż niego pociągiem. Przejechaliśmy ze 3 stacje i wróciliśmy, aby dalej samochodem dojechać do miasteczka dosłownie wciśniętego pomiędzy góry, a jezioro. Oczywiście nie obyło się bez jazdy przez tunel. Austriackie góry są ich pełne, a ten hallstattcki był wyjątkowo... magiczny. W tunelu znaleźliśmy parking, z którego zeszliśmy zboczem z naćkanymi weń domkami i domeczkami do centrum miasta.
Na koniec poszliśmy zjeść sznycla wiedeńskiego w restauracji położonej blisko jeziora, gdzie okazało się, że kucharką jest tam Polka, bo kelnerka nie potrafiąca się z nami dogdać zawołała ją do stolika, co było dla nas wielkim ułatwieniem w wyborze potraw z menu. Sznycel wiedeński smakuje jak nasz schaboszczak, ale jedzony w Austrii nabiera dodatkowej magii, co drastycznie zwiększa jego cenę ;)
Do kwatery wracaliśmy bardzo późno wykończeni, ale szczęśliwi.
Buziaki :)
Misie
Urlop 2011 , cz. 5 Hallstatt
Reviewed by Dudzinka
on
00:46
Rating:
Jeżeli zdjęcie jest tak cudne, to na żywo można było zejść z nadmiaru wrażeń. Naprawdę wygląda, jak bajkowa kraina. Świetne ujęcie.
OdpowiedzUsuńO, pokazały się następne zdjęcia, jedno lepsze od drugiego. Boskie miejsce.
OdpowiedzUsuń